środa, 23 czerwca 2010

The Good, the Bad & the Queen


Tradycyjnie, zacznę od tego, czym to się je. Ponownie zespół prawie nieznany. Właściwie... nazywanie go pełnoprawnym zespołem jest nieco na wyrost. Dlaczego? Ano dlatego, że dużo trafniejszym określeniem jest "jednorazowy projekt".
Inicjatorem całej sprawy jest Damon Albarn, pan odpowiedzialny za takie grupy, jak Blur czy Gorillaz. Postanowił on w 2005 roku połączyć siły z czterema sławetnymi muzykami, a byli nimi Paul Simonon, basista zespołu The Clash, Tony Allen, czarnoskóry afro-beatowiec oraz Simon Tong, były gitarzysta grupy The Verve. W takiej oto formacji, w 2007 roku wypalony został krążek pod nazwą taką samą, jak sam zespół. Na płycie panowie zaserwowali nam 12 wspaniałych utworów. Czym postanowili podbić nasze serca, pardon, to jest uszy? Mieszanką muzyki alternatywnej, indie rocka i britpopu, a to wszystko w takiej aranżacji, że płyta jest idealna do zrelaksowania się po ciężkim dniu, ale także do słuchania "o tak".
Jesteśmy prowadzeni przez utwory o różnym nastroju. Mamy do czynienia z wesołą "80's life", odprężającą i refleksyjną "Herculean", czy mającą nieco pesymistyczny wydźwięk "Kingdom of Doom". Utwory nie są zbyt krótkie ani przesadnie długie, więc nie musimy się bać o to, że przyzwyczaimy się do jednego utworu i przeskok do następnego będzie zbyt drastyczny. Dla przykładu najdłuższą piosenką jest tytułowa "The Good, the Bad & the Queen", która trwa zaledwie siedem minut. W czasie przesłuchiwania tego albumu nasuwały mi się czarno-biele i sepia, jeśli wiecie, co mam na myśli.
Teksty są przemyślane, za każdym razem coś nam opowiadają bądź przekazują w sposób niebezpośredni. Głos Albarna jest kojący i idealnie współgra z muzyką oraz tematyką utworów.

Warto nadmienić, iż pojawiły się także single, na których znajdują się również utwory, którymi nie uracza nas album. W ten sposób ilość piosenek wzrasta z 12 do 18.

Co więc pozostaje... proponuję zaparzyć sobie dobrej kawy, rozsiąść się wygodnie w fotelu, włączyć The Good, the Bad & the Queen i cieszyć się pięknym zachodem słońca...

~2P

2 komentarze:

  1. "Herculean" najlepsze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Po przeczytaniu notki jak i po wysłuchaniu Damon'a Albarn'a dochodze do wniosku że komercyjne gwiazdeczki typu justinybimbry nie są godne czyszczenia butów Damono'wi i jego ekipie.


    Romando

    OdpowiedzUsuń